Na dobry początek książka, którą zna już chyba połowa
społeczeństwa, jeśli nie większa jego część. Mianowicie któż nie słyszał o
bestsellerze minionych dni? „Zanim się pojawiłeś” autorstwa Jojo Moyes
opanowała światowe księgarnie i co popularniejsze instagramy. Być może sława
tej opowieści spowodowana jest rozpowszechnieniem jej ekranizacji, jednak bez
geniuszu autorki nie powstałby nawet zarys owej historii.
Słowem wstępu: Lou jest przeciętna. Wydaje się szczęśliwa,
kocha życie takie - jakie przypadło jej mieć. Ubiera się w sposób osobliwy, co
w połączeniu z jej nadzwyczajnym humorem buduje wokół niej niesamowitą
aurę. Najważniejsza jest dla niej
rodzina i dla rodziny właśnie podejmuje pracę, na której opiera się historia
niesamowitej przyjaźni i przywiązania. Will - którego tetraparaliż objął
znaczną część ciała - jest początkowo sceptycznie nastawiony do swej nowej
opiekunki. Już na pierwszy rzut oka wydaje się być snobistycznym gburem, który
nie zamierza ułatwiać Lou opieki nad sobą. Historia dwojga całkowicie
różniących się od siebie osób rozwija się w sposób nieoczekiwany i niesamowicie
interesujący, a narracja pierwszoosobowa w większości płynąca ze strony głównej
bohaterki budzi w nas współczucie i tworzy więź, która sprawia, że przeżywamy
jej losy razem z nią. Mnie samą doprowadzały do szału rozliczne niepowodzenia
Louisy Clark, cieszyłam się jak dziecko, gdy jej wysiłki nie szły na marne, jak
również płakałam czytając opisy zdarzeń, które 26-latkę doprowadzały do łez. Ja
także początkowo nienawidziłam Willa Traynora, jak również egoistycznego
Patricka, który nie stanowił w żadnym wypadku oparcia dla swojej dziewczyny.
Jednym słowem - autorka błyskawicznie wzbudziła we mnie empatię, jak z
pewnością w każdym czytelniku.
Książka jest lekka, przyjemna, mimo iż opowiada o wyborach
życiowych oraz tragedii, która wpłynęła na całe życie młodego, aktywnego i
szczęśliwego człowieka. Uczy nas podejmować decyzje, dążyć do spełnienia i
rozwijania się na płaszczyznach życia, które sprawiają nam radość. Autorka
prowokuje do refleksji nad naszym dotychczasowym życiem oraz zastanowienia się
czy osiągnęliśmy w życiu to, do czego zostaliśmy przeznaczeni. Stara się wpoić
nam, że nie zawsze warto czynić to co jest łatwe, ale to co sprawi nam
największą satysfakcję okupioną niemałym wysiłkiem. Jojo Moyes przedstawia
Willa jako swego rodzaju mentora, który ma sprowokować do pracy nad sobą nie
tylko Lou, lecz każdego z nas. Absolutnie nie twierdzę, że opowieść -
powszechnie przypisywana wyłącznie czytelniczkom - zalicza się do literatury
kobiecej. Mimo, że jest to niezwykle piękna historia miłości i wzrusza swoją
nieprzewidywalnością, jest skalana lekkim humorem i ogromem wskazówek
życiowych, które co uważniejszy czytelnik jest w stanie wychwycić i przenieść
do swojej codzienności.
Podsumowywując, opowieść niesamowicie intryguje, nie jest
ckliwym romansem, lecz wartościową historią, która spełni oczekiwania nawet
wymagających czytelników.